|
|
|
Fragment
Rozdziału IV "Moduły umowy architektonicznej"
Umowa nigdy nie będzie dobra, jeżeli zostaną naruszone zasady symetrii umawiających się
Stron.
Naruszenie tej reguły z założenia „kładzie” każde porozumienie umowne.
Uczestnicy umowy muszą być przygotowani do wzajemnych ustępstw w trakcie rozmów. Nigdy nie zdarza się przypadek, w którym
przedstawiony pierwotny projekt umowy zostanie przez drugą stronę przyjęty bez zastrzeżeń. Można być z góry pewnym, że szala korzyści
umownych przechyla się na stronę przedkładającego projekt dokumentu.
Ta chwila rozpoczyna etap negocjacji.
Jest to mozolna praca nad kształtem przyszłej wzajemnej relacji. Wynik negocjacji
nigdy nie zadowoli obu stron. Należy dążyć do takiego kształtu zapisów,
aby „niedosyt” ustaleń był minimalny, a strony po złożeniu podpisów
miały poczucie zapewnienia sobie maksymalnego bezpieczeństwa.
I jeszcze jedna istotna kwestia: nie ma mniej lub bardziej ważnych postanowień umownych. Ważne jest wszystko! Źle postawiony
przecinek może mieć kapitalne znaczenie dla treści dokumentu i w sądzie będzie przysłowiową „kropką nad i” dla ustanowienia
wyroku. Zatem spróbujmy budować model „idealny”.
Istotą wzorca umowy są wspomniane moduły - „umowy blankietowe”, które można określić mianem rozdziałów. Są to stałe fragmenty
umowy, wyodrębniane w tekście przez ich nazwanie lub stanowiące „ciagłą” treść (od pierwszego do ostatniego paragrafu). Bez względu na
stylistyczną formę, sens zawsze jednak pozostanie ten sam, a różnice wynikną jedynie z przyjętego modelu samej konstrukcji redakcyjnej
dokumentu.
Współczesne umowy wyraźnie kładą nacisk, dla zachowania czytelności dokumentu,
na odrębne nazwanie poszczególnych fragmentów
umowy. W sytuacjach konfliktowych łatwiej jest się odnieść do konkretnych
zapisów. Należy zawsze pamiętać, że stosowanie tzw. „trudnej stylistyki” umowy powinno budzić czujność tej strony, która otrzymuje
treść propozycji. Zasada uczciwości negocjacji wskazuje, że im czytelniejszą formę umowy przedkłada się do rozpoczęcia negocjacji,
tym łatwiej dochodzi do jej podpisania.
Poszczególne zapisy powinny być zawsze
czytelne. Próby komplikowania tekstu prawnego, tak charakterystyczne we współczesnym świecie, powodują,
że po podpisaniu dokumentu stwierdza się, iż wpadło się w pułapkę prawną. Nie ma chyba na świecie osoby, która ze zdziwieniem
nie stwierdziłaby, że czytając jakieś przepisy i rozumiejąc je w taki, a nie inny sposób, już w praktyce dowiaduje się,
że oznaczają one coś
zupełnie odwrotnego. Co zatem wynika z powyższych przemyśleń? Jedno. Tworzyć umowy tak, aby w przypadku sporów nie dawać zarabiać
bez sensu prawnikom. Zapisy umów powinny być literalnie czytelne, by litera „x” oznaczała literę „x”, a nie np. „a, b, c czy d”.
Kiedy możemy mieć do czynienia z przypadkami zapisów o charakterze pokrętnym? Bardzo łatwo przewidzieć. Architekci przeważnie
zawsze zetkną się z zawiłymi, skomplikowanymi i nieczytelnymi propozycjami
umów ze strony wielkich korporacji, developerów i - oczywiście - „ukochanych” instytucji urzędowych. Wynika to z pychy
i przekonania inwestora, że jest stroną silniejszą i nieomylną. Takie propozycje umów
nie zawierają istoty problematyki, która wynika ze
złożoności przedmiotu zamówienia architektonicznej pracy projektowej.
Niemal każdy architekt, który taką propozycję umowy czytał, po pierwsze
- nic nie rozumiał, po drugie - dziwił się, że restrykcje dotyczą tylko
jego osoby. Monopolistyczna pozycja zamawiającego stawia architekta dosłownie
„pod ścianą”. Ci, którzy godzą się
na warunki bez dyskusji,
mogą być pewni problemów, a to z płatnościami, a to z karami umownymi
etc. Nie należy dać się złapać na lukratywnie brzmiące zapewnienia
potencjalnego klienta, że „Brama Sezamu” stoi przed architektem
otworem.
Ta brama, rzeczywiście, może być otwarta, ale jedynie po skutecznych
negocjacjach,
w których symetria umowy osiągnie zadowalający dla obu
stron poziom. W sytuacjach,
kiedy potencjalny klient nie dopuszcza do dyskusji, stawiając ostro
warunek: albo bierzesz co ci oferuję, albo znajdę innego, należy bezwzględnie
mu podziękować elegancką formułą: miło było Państwa poznać.
A co z klientami, którzy pragną budować się po raz pierwszy i nie
mają doświadczenia inwestycyjnego? Tu sytuacja jest odwrotna. Najczęściej
architekt przedkłada propozycję umowy. W tym przypadku to potencjalny
klient jest zdumiony,
że treść umowy jest skomplikowana, długa, a największe
zdziwienie budzi fakt, że jeżeli klient czegoś nie dopełni, to
konsekwencje umowne spadają na niego.
Nadrzędną sprawą przy rozpoczęciu
tego typu rozmów jest wyjaśnienie zamawiającemu zależności związanych
ze zobowiązaniami wzajemnymi. Bez wyjaśnienia tego problemu
potencjalny klient będzie miał poczucie, że intencje architekta nie do końca
są uczciwe.
A przecież chodzi dokładnie o coś odwrotnego.
Reasumując, należy stwierdzić, że przystępując do negocjacji nad
tworzeniem tekstu umowy obie strony powinny być do siebie nastawione życzliwie.
To podstawa sukcesu.
Powrót
do spisu fragmentów książki >>
|
|